– Napisz wreszcie ten tekst dla Marii – Rose, bohaterka mojej powieści, nawet na mnie nie spojrzała. Siedziała w fotelu z jedną nogą przewieszoną przez poręcz i czyściła swojego białego churchwardena.
– Świetnie! Już nawet ty zaczynasz. Nie wolisz, żebym się skupiła na pisaniu o tobie? – mruknęłam.
– Nie – w końcu na mnie popatrzyła. – Bo widzisz, ten Klub Pisarski naprawdę dużo ci dał – z powrotem wróciła do swojej fajki. – A mi przy okazji też – zanuciła ciszej.
– Ona ma rację – spod ziemi nagle wyłonił się Sven. – Pamiętasz ten fragment, jak wchodzę do tawerny? „W tawernie było tłoczno i duszno…” – zacytował.
– Tak! – parsknęła Rose. – Z dopiskiem: „Tak nie może być! Rozwiń to!”
– Złośliwcy! – roześmiałam się. – Ale rozwinęłam ten fragment, prawda?
– Tak, przy okazji pakując mi poręcz krzesła w udo – Sven spojrzał na mnie z wyrzutem.
– A tłok i duchota bombarduje teraz wszystkie zmysły – Rose rzuciła mi jedno ze swoich spojrzeń.
– O co wam właściwie chodzi?
– O to, że to Maria dała wtedy zadanie, żeby opisać tłum! – Rose przewróciła oczami. – Poza tym mogłabyś poczęstować nas piwem.
– Jest w lodówce, weź sobie – machnęłam ręką zastanawiając się nad tym, co mówili.
Dobrze pamiętałam, jak pod wpływem zupełnego braku weny do opisania tłumu i bezgranicznej chęci pokazania dalszego biegu wydarzeń zostawiłam to nieszczęsne zdanie z dopiskiem i mentalną notatką „na później” (mentalne notatki to moja specjalność 😉 ). Gdy Maria dała w Klubie zadanie o tłumie, w mojej głowie natychmiast rozświetliła się lampka. Tekst, który wyłonił się z tego jednego zdania-szkicu był pełen migotliwego światła, wilgotnego zaduchu, wydobywającego się z fajek smrodu marnego tytoniu i obrazów mieszkańców Iria. Na dodatek był pierwszą sceną, w której pojawił się Sven!
– A pamiętasz tę scenę w lesie? O świeżości – głowa Rose wyłoniła się zza progu kuchni. – Albo tę o tęsknocie, jak przyglądam się odpływającym okrętom. Nie pokazałabym ci ich wcześniej, bo nie umiałabyś ich napisać. – Zniknęła z powrotem w poszukiwaniu piwa.
– Nie wpadłabym na nie – szepnęłam do siebie.
– O tym mówię!
Rzeczywiście, oba teksty pokazywały coś ważnego, coś co umknęło by mi, gdybym nie uwrażliwiła swoich zmysłów na tematy zawarte w zadaniach z Klubu.
– Masz fajnego kota – Rose przyglądała mi się drapiąc mruczącego Julona po uszach.
– Przypomnij sobie ile wątków i wydarzeń odkryłaś dzięki zadaniom – zanim zdążyłam zareagować Sven otworzył piwa o blat stolika.
Przed moimi oczami przewijały się sceny i bohaterowie, o których wcześniej nie miałam pojęcia, a do których wytrychem okazały się te magiczne słowa: „Napisz dziesięć zdań o…” Tak, półroczna przygoda w Klubie Pisania Powieści niewątpliwie wzbogaciła moje pisarstwo. Nie raz opadały mi klapki z oczu odsłaniając nowe horyzonty i odmienną perspektywę. Każde zadanie skupiało moją uwagę na innym aspekcie formy lub treści, rzucając światło na obszary dotychczas skrywające się w cieniu i zapomniane. Miałam okazję czytać teksty współtowarzyszy klubowej podróży – tak odmienne od moich! Ta różnorodność fascynowała mnie i odzierała z kolejnych warstw przepasek na oczy. Chłonęłam je wszystkimi zmysłami i uczyłam się pisać jeszcze inaczej i inaczej. Czytałam analitycznie i poznawałam analityczne spojrzenie na moje własne teksty. Wszystkie te umiejętności są nieocenione.
Spojrzałam na moich bohaterów. Rozprawiali już w najlepsze o swoich przygodach, zupełnie nie zwracając na mnie uwagi. Usiadłam wygodniej i zaczęłam pisać tekst dla Marii, możesz go przeczytać TUTAJ 🙂