Co zrobić, gdy nagle odkrywasz, że bohater twojej powieści jest zamieszany w zabójstwo, a do ciebie powoli zaczynają docierać konsekwencje?
– Słuchaj, może oni jednak przeżyli?… – zerknęłam niepewnie na bohaterkę mojej powieści obawiając się kolejnego wybuchu. – Może byli tylko ranni, nieprzytomni… wiesz. Może ocknęli się po jakimś czasie i uciekli…
– Trupy, wszyscy, przecież ci mówię! – Rose kręciła głową i przygryzała paznokcie, wpatrywała się w drzewo za oknem, to nie było jej typowe zachowanie. – Będzie z tego niezłe zamieszanie.
– Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać… – chrząknęłam zastanawiając się jak dobrać słowa.
– Co ty właściwie chcesz zrobić, hm? – odwróciła się gwałtownie i podeszła bliżej przyglądając mi się podejrzliwie.
– No… wiesz, że trup w powieści ma swoje konsekwencje. To nie przejdzie bez echa. Narobi mi trochę kłopotu…
– Tobie?! Tobie narobi kłopotu?! – włosy Rose rozbłysły tysiącem karmazynowych iskier.
Tego się właśnie obawiałam. Wybuchła. Teraz się już z nią nie dogadam.
– Czy ciebie w ogóle nie obchodzi jak ja się czuję?
– Słuchaj – zignorowałam jej pytanie – zabójstwo oznacza emocje, śledztwo, ludzie będą gadać, będą się chcieli dowiedzieć kto ich zabił… a właściwie, jak jest u was z wymiarem sprawiedliwości? Wiem tylko, że macie sądy.
– Oczywiście! Mamy też stróżów prawa i więzienie – zmrużyła oczy. – Już rozumiem, tobie chodzi o to, że będziesz musiała to wszystko opisać…
– A co myślałaś? – rzuciłam długopis na stolik. – Jak bohater jest zamieszany w zabójstwo, to nie mogę tak po prostu tego zostawić. Muszę zrozumieć wszystkie konsekwencje, wyjaśnić je w powieści. Jeśli oni zginą, to wpłynie też na twoje emocje i dalszy rozwój wypadków. Dlatego było by znacznie prościej, gdyby przynajmniej nie było ciał – westchnęłam.
Ostatnie zdanie było błędem. Rose parsknęła śmiechem.
– I to jest twój problem, tak? – śmiech zgasł w jednej chwili, rzuciła mi lodowate spojrzenie. – Przypomnę ci, że nie jesteś tu od wymyślania tej historii, tylko od słuchania i napisania jej dokładnie tak, jak się wydarzyła! – każdy jej ruch powodował eksplozję czerwonych iskier, wyglądała jak wulkan przygotowujący się do wybuchu. – I niech wreszcie do ciebie dotrze, że oni już zginęli! Czas przeszły! – uderzyła pięścią w szklany stolik, jęknął ale wytrzymał. – Te wypadki już się toczą, a ja już jestem strzępkiem nerwów!
Milczałam. W końcu zaczęło do mnie docierać, że Rose ma rację. Chodziła w kółko po pokoju przygryzając paznokcie.
– Rose… – zaczęłam niepewnie – nie wiedziałam. Wiesz, Sven i Einar są wojownikami, ty też uczysz się walki… to inny świat, inne czasy… – nie wiedziałam jak jej wyjaśnić co mam na myśli. – Jakoś nie przyszło mi do głowy, że to może być dla ciebie taki stres.
Zatrzymała się i spojrzała na mnie jakby zobaczyła istotę ze Starego Ludu. Otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku. W końcu z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Jesteś naprawdę niesamowita! Chwilami tak dobrze mnie rozumiesz, widzisz mój świat, a zaraz potem coś takiego! Totalna ignorancja!
– Przepraszam – szepnęłam zawstydzona.
– Czego ty się naczytałaś, „Wiedźmina”?
– Trochę tak – lekko wzruszyłam ramionami. – Chyba właśnie zaczęło to do mnie docierać…
– Najwyższy czas! – usiadła w fotelu naprzeciw mnie i pochyliła się do przodu. – Zacznijmy od początku – westchnęła. – To Sven i Einar są wojownikami. Ja całe życie spędziłam tutaj, w Iria, pamiętasz?
– Miasteczko wcale nie jest aż tak spokojne. W porcie jest masa złodziei i typów spod ciemnej gwiazdy. Co chwilę ktoś tam ginie. Jakoś myślałam, że jesteście do tego bardziej przyzwyczajeni… – dodałam ciszej.
– Tak, ale to ciemny światek Iria. Co ja mam z nim wspólnego? Przecież ja pracuję na Uniwersytecie Magii!
– O.K. Masz rację, zacznijmy od początku…