Otrzepał gęste brunatne futro wyrzucając w powietrze tysiące kropelek wody. Te na wysokości łopatki zabarwione były krwią. Strużka lepkiej cieczy skleiła długie włosy, spływała powoli po nodze znacząc czerwienią pierwszy tej zimy śnieg. Jeszcze raz natarł w furii na ciało napastnika, podrzucił je potężnymi ciosami wysoko w górę i pozwolił mu opaść na ziemię z trzaskiem łamanych kości. Uniósł wysoko trąbę i ogłosił światu swoje zwycięstwo. Nędzne, łyse, słabe istoty – sapnął głośno – czy one naprawdę myślą, że tak łatwo jest pokonać króla stepu? Delikatnie dotknął trąbą zraniony bok, wygrzebał spod płytkiej warstwy białego puchu kupkę mchu i przyłożył do rany.
Głosy z przeszłości – fragment opowiadania
Blog